
Zamek Pfalzgrafenstein (Titanic Renu)
Pfalzgrafenstein – nazwa to dość enigmatyczna na pierwszy rzut oka, jednak ma ona swój sens, o tak! Pfalz to z języka niemieckiego miejsce urodzajne w winorośl, czyli pojęcie określające krainę historyczną o nazwie Palatynat. Po dziś dzień region Nadrenia-Palatynat położony oczywiście nad jedną z największych, legendarnych rzek Niemiec – Renem, jest miejscem niekończących się wzgórz obfitujących w bezkresne plantacje winnych latorośli. Pfalzgraf (czyli palatyn) to średniowieczny tytuł zarządcy królewskiego dworu oraz tytuł pana feudalnego w Rzeszy między innymi właśnie w Nadrenii. Dochodząc do meritum, skoro słowo stein oznacza kamień, to nazwę zamku możemy przetłumaczyć jako kamień palatyna, czy po ludzku Zamek Palatyna.
Historia zamku Pfalzgrafenstein
Pfalz, jak nazywają twierdzę miejscowi znajduje się w miejscowości Kaub na wyspie Falkenau. Jest ona całkowicie odcięta od lądu i zalicza się do ogromnego zespołu zamków pomiędzy Koblencją, Bingen i Rüdesheim. Już od początku został zbudowany w strategicznym miejscu jako punkt poboru podatków na dość ruchliwych wodach Renu. Jego budowa stała się kością niezgody między potężnymi ludźmi wieków średnich tej części Europy, Ludwikiem IV Bawarskim oraz Papieżem Janem XXII. Rozkaz o zbudowaniu ogromnej wieży na wąskiej wyspie Falkenau wydał król Ludwik IV w roku 1327.
Pobór cła za żeglugę po jednej z najdłuższych rzek Europy został potępiony przez Papieża z którym Ludwik IV żył w dość nieciekawych stosunkach. Władca nie uzyskał papieskiego poparcia swoich interesów przeciwko Habsburgom, więc sam koronował się w katedrze w Akwizgranie na króla. Papież jako zwolennik korony francuskiej odmówił także pomocy w zjednoczeniu imperium Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego i wszczął przeciwko monarsze proces kanoniczny, by w końcu go ekskomunikować. W odwecie ten powołał antypapieża Mikołaja V, ogłosił się cesarzem… i tak poczynali to sobie panowie w kolejnych konfliktach. (więcej)
Praktycznie
Aby dostać się do zamku konieczna jest przeprawa przez rzekę łódką, która odpływa co pół godziny. Biletu nie traktujemy jako wejściówki na teren zamku. Plusem jest fakt, że bilet ma ważność na kurs do miejsca docelowego i z powrotem. Po dotarciu na wyspę wejściówkę na zamek kupimy po pokonaniu schodków, po prawej stronie od wejścia. Jest sam w sobie jest pomysłowy. Zamiast karteluszka z kwotą dostajemy składaną broszurkę z dokładnym planem zamku i jego historią.
Warto wiedzieć, że zamek jest nieczynny w grudniu, ani kiedy wody Renu sięgają zbyt wysoko.
Małą łódką odbywamy nie tylko podróż na wyspę, ale to również swoista podróż w czasie. Do zamku nigdy nie dotarła nowoczesność, nie ma tam elektryczności ani toalet. Za to mury i pozostałe relikwie przeszłości wciąż opowiadają nam niezwykłe historie, które miały miejsce właśnie w tej pustelni.
Text dzięki sekulada.com